BŁĘDY W OCIEPLENIU PODDASZA

14 grudnia 2017


Po kilku latach od wprowadzenia wreszcie zdecydowałem się na adaptacje poddasza mojej parterówki. A dokładniej mówiąc, fundusze na to pozwoliły. Do tej pory wełna leżakowała na stropie, pełniąc rolę izolacji termicznej, teraz wreszcie miała znaleźć się tam gdzie powinna, czyli w ścianach garderoby i gabinetu, tak by wreszcie zyskać przestrzeń w szafach oraz miejsce do pracy. 
Niestety, praca zawodowa zmusiła mnie do wynajęcia ekipy, która miała tę adaptacje wykonać. I wykonała, popełniając chyba wszystkie możliwe błędy przy ocieplaniu poddasza. 


Sprawa teoretycznie wydawała się banalnie prosta – należało wykonać stelaż pod karton gips w linii ściany stolcowej oraz po krokwiach aż do jętki. Rozłożyć wełnę mineralną, założyć paroizolację, przykręcić płyty g-k, zaszpachlować łączenia i już. Co może pójść nie tak? Prawie wszystko. Zabudowa wygląda mniej więcej tak jak na rysunku: 




Dach mam wielospadowy, ale zabudowa została wykonana w części „kopertowej”. Musiałem się trochę nagłowić, by zaprojektować skuteczną wentylacje przestrzeni między deskowaniem a wełną, ale się udało. Układ warstw na dachu jest standardowy (patrząc od wewnątrz): płyta kartonowo-gipsowa, paroizolacja, stelaż aluminiowy, wełna mineralna 2x15 cm, pustka wentylacyjna 3 cm, pełne deskowanie 2,5 cm, papa podkładowa, gont bitumiczny. Wytłumaczyłem ekipie co i jak, zostawiłem rysunki, przekroje i nawet zapytałem, czy wszystko rozumieją. Rozumieli. 

Jako że w czasie adaptacji nie było mnie na miejscu, chłopaki radzili sobie sami. Po tygodniu pracy robota była skończona i przyszedł czas na rozliczenie. Samo pomieszczenie wyglądało tak: 





Ściany były równoległe, piony się nawet zgadzały ale postanowiłem zajrzeć jeszcze na stryszek, by ocenić jakość ułożenia wełny. I wtedy na własnej skórze poznałem znaczenie słowa fuszerka:





Wełna wrzucona byle jak i nawet bez próby szczelnego ułożenia. Przez szpary widać stelaż pod płyty. W trakcie ustaleń wykonawca twierdził, że wie, że płyty układa się "na przekładkę", tak by spoiny w warstwach się nie pokrywały.


Tam gdzie coś nie pasowało – dopchnięte nogą czy ręką. Bez jakiejkolwiek docinki czy przekładki.





Zbyt rzadkie "sznurkowanie" nie trzyma dobrze płyt, które obsuwają się pod swoim ciężarem.



Widoczny kolejny profil i kawałek paroizolacji. Chociaż tyle dobrze, że jest – oczywiście miała być inna niż zwykła żółta folia PE. Również z gniazdek elektrycznych „wieje wiatr”, ponieważ zamiast wykonać z paroizolacji „kieszeń” na puszkę, folia została po prostu rozcięta. Kolejna rzecz do poprawki.


Panowie przy rozliczeniu stwierdzili, że wyszło więcej metrów, niż wcześniej zakładali oraz że na układaniu wełny stracili dużo czasu, bo 2x15 cm to mnóstwo roboty, zatem kwota wcześniej ustalona wzrosła o 800 zł. Bez zbędnej dyskusji pokazałem „fachowcom” te same fotki, które widzieliście powyżej. Pierwszy majster chciał poprawiać, ale stwierdziłem, że sam zrobię to dużo lepiej i dokładniej. Stanęło na tym, że zamiast premii był rabat. Co najgorsze, ekipa nie należała do najtańszych i musiałem na nich czekać. Niestety, cena nie jest żadnym wyznacznikiem jakości wykonywanej pracy. Bardzo nie lubię kontrolować co chwilę wykonawcy, ale chyba sprawdza się stwierdzenie, że „kontrola to najwyższa forma zaufania”. Tak więc sprawdzajcie swoich majstrów, szczególnie przy robotach, które mogą szybko zakryć – czasem lepiej przedłużyć prace niż potem robić kosztowne poprawki. 

Podsumowując - co poszło nie tak:
- brak ciągłości paroizolacji przy puszkach instalacyjnych,
- brak ciasnego ułożenia wełny, tak aby wypełniła wszystkie szczeliny,
- wełna ułożona bez przesunięcia między warstwami,
- zbyt rzadkie "sznurkowanie" co powoduje obsuwanie izolacji,
- jako paroizolacja użyto zwykłej folii PE, zamiast dedykowanej paroizolacji.

W tym przypadku usunięcie błędów jest w miarę łatwe ponieważ istnieje dostęp do izolacji od drugiej strony. W przypadku ocieplenia dachu "po połaci" niestety już takiej możliwości nie ma i jedyne co można zrobić to zdemontować suchą zabudowę.

A finalnie, poddasze wygląda tak:



- Piotr

6 komentarzy

  1. zamiast paroizolacji użyto zwykłej folii i co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykła folia również będzie "paroizolacją" - cudzysłów dlatego, że nie ma w 100% szczelnej bariery dla pary wodnej (chyba, że damy grubą folię aluminiową) i właściwa nazwa dla "paroizolacji" to opóźniacz pary ale u nas się przyjęło i tak pewnie zostanie :) W moim przypadku dla pomieszczenia na poddaszu pierwotną funkcją była prasowalnio-suszarnia czyli praktycznie pomieszczenie wilgotne jak łazienka. Zwykła żółta folia PE miała zbyt mały opór dyfuzyjny (który wynika z obliczeń cieplno-wilgotnościowych przegrody) dlatego wybrałem aktywną paroizolacje, której nie był na składzie, więc chłopaki zamiast do mnie zadzwonić, poradzili się handlowca i wzięli to co wszyscy biorą. Problemu nie ma bo w międzyczasie mojej żonie zmieniła się koncepcja pomieszczenia na garderobe :)

      Usuń
    2. Z tą "poprawną" nazwą bym uważał. Idąc tym tokiem rozumowania, styropian to nie termoizolacja, tylko opóźniacz ciepła :P.
      Paroizolacja to poprawna nazwa, ale jak każdy izolator charakteryzuje się pewnym parametrem, który określa wielkość oporu jaki stawia.

      Usuń
    3. Celna uwaga :)
      Z paroizolacją sprawa jest o tyle trudna, że niektórzy uważają, że każda folia się nada i zatrzyma 100% pary wodnej. Przy izolacji termicznej już mają świadomość tego, że opór cieplny zależy od grubości.
      - Piotr

      Usuń
    4. Celna uwaga :)
      Z paroizolacją sprawa jest o tyle trudna, że niektórzy uważają, że każda folia się nada i zatrzyma 100% pary wodnej. Przy izolacji termicznej już mają świadomość tego, że opór cieplny zależy od grubości.
      - Piotr

      Usuń
  2. Straszne. Masz całkowitą rację, że nie tylko podczas ocieplania poddasza należy sprawdzać fachowców, ale także przy innych pracach.

    OdpowiedzUsuń