CZARNO-ŻÓŁTY STÓŁ PRL

17 października 2016



Bardzo długo szukałam idealnego do kuchni stołu, wiedziałam że nie może być za duży ze względu na jej niewielki rozmiar i że musi być okrągły.  Nie ma zbyt dużego wyboru okrągłych stołów, są owalne a takie mnie nie interesowały. Jednym ze sklepów w którym były nieduże okrągłe stoły była Ikea. Kupiliśmy tam rozkładany okrągły INGATORP, stół był piękny. Po wniesieniu do domu okazało się, że był też zbyt masywny a kolorem bardzo odbiegał od naszych kuchennych szafek które mam również z IKEA ( model bodbyn) w sklepie wydawało mi się że kolor jest identyczny, w domu okazało się że szafki są kremowe a stół biały. INGATORP był u nas niespełna miesiąc. Od razu zaczęłam poszukiwania czegoś co nie było taki masywne.



Wśród katalogowych mebli nie było nic. Zaczęłam przeglądać ogłoszenia i na OLX znalazłam nas. Wyglądał strasznie, dodane było jedno zdjęcie na którym wyglądał jak  by miał tylko trzy nogi. Pojechałam i kupiłam, za stół do totalnej renowacji zapłaciłam 100 zł.

Początkowe plany nie zakładały całkowitego malowania, miał być w naturalnym kolorze i wyglądem pasować do drewnianego fotela PRL który już stał w domu. Ale podczas szlifowania naprawdę drobnym papierem, fornir odpryskiwał i nieregularnie pękał. Samo szlifowanie zaczęłam od papieru o gradacji 140, po odpryskach forniru papierem 80 musiałam zeszlifować cały blat. Nie używałam opalarki a jedynie samej szlifierki mimośrodowej. Decyzja o pomalowaniu blatu zapadła samoistnie.

Ponieważ chcieliśmy zachować chociaż odrobinkę naturalności stołu zostawiliśmy drewniane nogi.Tutaj rozegrała się prawdziwa walka. Nogi miały na sobie wszystko: lakier, farby, fornir. Zwykła szlifierka nie dawała rady i musieliśmy użyć czegoś mocniejszego, nogi zostały zeszlifowane szlifierką kątową z papierem do metalu. Brzmi strasznie, wiem! Ale udało się, warstw było kilkadziesiąt, a walka się opłaciła i w efekcie końcowym odsłoniliśmy piękne jasne drewno.

Do czarnego blatu i żółtego okręgu pod blatem postanowiłam dołożyć coś od siebie, stół dostał żółte skarpetki dzięki czemu nabrał lekkości.

Farbę dla lepszego efektu nakładaliśmy pistoletem, na blat nałożyłam 6 warstw, na okrąg pod blatem 4 warstwy. Nogi polakierowałam dwoma warstwami bezbarwnego półmatowego lakieru.

W marcu 2017 r. nasz stół zagościł na łamach miesięcznika  "Czas na wnętrze"

KOSZT CAŁKOWITY: 170 zł
stół - 100 zł
farby - 50 zł
lakier - 30 zł











12 komentarzy

  1. Marzę o takim stole!
    Cześć!
    Trafiłam do Ciebie właśnie przypadkiem i coś czuję, że szybko sobie nie pójdę... ;)
    Zachwyciłam sie tymi wszystkimi metamorfozami których dokonaliście i całym Waszym domem... inspirujecie....
    Pozdrawiam!
    Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej! dziękujemy! szukaj stołów na lokalnym rynku, moj jest z OLX! pozdrawiam

      Usuń
  2. Super!!!! Świetna metamorfoza.
    Pozdrawiam Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaką farbą malowaliscie? I czy cały stół łącznie z blatem czyściciliscie deltą? Przymierzam się do malowania łóżka na początek, a następna w kolejce stara ława będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszytsko było mocno szlifowane, malowałam matową farbą do mebli

      Usuń
  4. A mi oprócz stołu bardzo podoba się torebka Desigual na krześle ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Efekt końcowy piękny mnie niedługo czeka metamorfoza stołu i krzeseł tylko boję się jak wyjdzie bo pierwszy raz będę to robić pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten też był moim pierwszym :) - będzie dobrze trzymam kciuki

      Usuń
  6. Metamorfoza na plus choć ja i tak najbardziej lubię naturalne drewno. Nie mam takich zdolności plastycznych więc nie biorę się samodzielnie za przeróbkę stołu. Planuję niebawem zakupić jeden z oferty Paul Bunyan ( model San Francisco ) bo urządzamy mieszkanie w klimacie loft więc sprawdzi się tam idealnie :)

    OdpowiedzUsuń